niedziela, 4 sierpnia 2019

Moja pomoc

Moja wycieczka do Malawi, przekonała mnie, że moja pomoc MA SENS.
Przed wyjazdem, jedynie systematycznie pomagałam finansowo rodzinie Esther oraz wspierałam finansowo fundację.
No i kleiłam paczki. Zbierałam wśród znajomych rzeczy, które są w Malawi potrzebne. Wiele artykułów kupowałam sama. Wysyłałam głównie za swoje, bo rzadko kto miał chęć dokładać się do kosztów wysyłki. Zycie..
W sumie.... wysłałam do dziś, 40 paczek po 20 kilo. :)  :) I to się udawało już później, TYLKO dzięki zaangażowaniu i pomocy moich kochanych znajomych, bliższych i dalszych! I znajomych, znajomych. :) A potem już, to i nawet całkiem nieznajomych. :)
ZA CO WSZYSTKIM BARDZO DZIĘKUJĘ!!!!
Bo wiadomo, że sama....to szybko bym zbankrutowała! :) Tak więc, zdecydowana większość rzeczy, to rzeczy ludzi dobrej woli oddawane ze szczerego serca!
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ i proszę o dalszą pomoc. Bo bez Was, tych paczek nie będzie.

Przykładowe fotki...
















40 paczek!!!! 40 razy dymałam już na pocztę! Paniom na mojej poczcie już tak sprawnie idzie wysyłka tych paczek do Malawi, jakby nadawały list do cioci w Warszawie. :) :)

Po powrocie z tej wycieczki.....sprawy nabrały większego zasięgu.

1)  Bardziej skupiłam się na nagłaśnianiu sytuacji ludu Tonga.
Udało mi się zainteresować szkołę podstawową w moim mieście.
Zrobiłam prelekcję, nie bacząc  na mój brak doświadczenia w tym temacie.




Skutkiem czego, nauczyciele zaangażowali się w akcję i sami wysłali 6 paczek i planują wysyłać kolejne!!!  :) Wielki szacun dla nich !! :) I dla dzieciaków z tej szkoły!! :)



2) Udało się zrobić zrzutkę na remont przedszkola i zebrać planowaną kwotę! Kwota przelana na konto fundacji i niedługo ruszą z remontem! Jestem szczęśliwa, bo obiecaliśmy dyrektorowi, że pomożemy i ...udało się dotrzymać słowa!
( ile ja się nałaziłam po ludziach i nażebrałam, to tylko ja wiem.   ;)  ;)  )



3) Problemem zaczęło się interesować coraz więcej moich znajomych. Koleżanki prowadzące Studio Paznokci Nefretete, same nagłaśniają sprawę wśród swoich klientek. ( kochane dziewczyny!) Zebrały mi 150 mydeł dla więźniów, 300 czekolad, ze 20 mlek w proszku, produkty dla maluszków. I obiecają pomagać dalej! Trzymam za słowo! ;)








4) Odzywają się do mnie NIEZNAJOMI, który dowiedziawszy się o akcji, zaczynają się w nią włączać! Przedszkole Jaś i Małgosia, samo z siebie zrobiło zbiórkę na czekolady. Ja do tego nie przyłożyłam ręki! :)



I zebrali kolejny stos czekolad dla maluchów w Malawi. :) BARDZO, BARDZO dziękuję, tym bardziej że zostałam niejako zaskoczona. I to jak cudownie zaskoczona! :)
Ok 140 sztuk! 





5) Pomagam walczyć o sprawę priorytetową. Czyli wysyłkę kontenera do Malawi. W kontenerze ma jechać TRAKTOR podarowany przez świetnego faceta oraz wiele, wiele sprzętu, który dopiero będziemy zbierać, a który to sprzęt ma pomóc stworzyć fundacji, stanowiska pracy dla ludzi ( narzędzia rolnicze, budowlane, stolarskie, maszyny do szycia, komputery itd itp).  Zaangażowana w wysyłkę jest polska fundacja Dzieci Afryki. Bo bez ich pomocy, sami nic nie zdziałamy. Potrzebna olbrzymia gotówka na transport!! Na razie sprawa w toku i jest jednak jedną wielką niewiadomą.

6) Pomogę wybudować Chapassiemu dom. Ale to jest moja osobista sprawa i o tym więcej tu wspominać nie będę. Bo to jest układ między mną a nim, totalnie poza fundacją.

7) Staram się zainteresować jak największą ilość ludzi, różnymi formami pomocy fundacji. I chyba się udaje. :) Odzywają się do mnie na messengera osoby totalnie mi obce, które deklarują chęć konkretnej pomocy. Tak więc...bywają dni, że gdziekolwiek idę, idę z telefonem w ręku i odpisuję, rozmawiam. :)

8) Staram się realizować różnego rodzaju prośby fundacji na cele bieżące. Ot..ostatni przykład. Potrzebne były pieluchy dla 2 maluszków, które się urodziły w rodzinach objętych przez Dorotę opieką. Kasa poszła.



Pieluchy kupione, rozwiezione ( motocyklem!!! :D ) dla potrzebujących Mam i ich maluchów.




I oddane. :)




Tak więc..... niech się to wszystko toczy! Niech się rozprzestrzenia!
A ja ZACHĘCAM WSZYSTKICH DO POMOCY!!
Bo to JEDYNA fundacja, w obecnych czasach, do której mam PEŁNE 100-procentowe zaufanie.
Przelewając im pieniądze, wysyłając cokolwiek, możesz mieć PEWNOSĆ, że wszystko trafiło tam, gdzie powinno.

Każdego kto chciałby w jakikolwiek sposób pomóc, gorąco zapraszam do kontaktu na facebooku, poprzez messenger!
Bo KAZDA pomoc, jest dla nich na wagę złota! Dla nas czasami, to takie "nic" a dla nich realna pomoc, która poprawia ich warunki bytowe a czasami wręcz..pozwala im przeżyć!


wtorek, 30 lipca 2019

Nie da się ich nie lubić!

Tęsknię za całą ekipą fundacji!
Po prostu najnormalniej w świecie tęsknię!
Nie da się ich nie lubić.
:) :) :) 

BRIDGE



BRIDGE I DOROTA




DOROTA





YOTAMU








CHAPASI







VERBAL




NIKT NIGDY I NIGDZIE W NASZYM ŻYCIU TAK NAM NIE PODŁADOWAŁ AKUMULATORÓW ŻYCIOWYCH, JAK TA EKIPA!!!!!
( i zrobili to TYLKO w 2 tygodnie!!)

Nie spotkaliśmy jeszcze tak pozytywnych ludzi, z takim pozytywnym, pogodnym, pełnym ciepła i życzliwości podejściem do życia i z takim ogromem miłości do całego świata. Tak po prostu!

Takie coś najpierw wali człowieka w ryj, potem powoduje opad szczęki a potem- zmienia klepki w mózgu.
Co prawda klepki w mózgu, po powrocie do kraju, po 2 miesiącach życia w naszym realu trafiają niestety na  swoje miejsce i cudowny efekt mija, ale...to się pamięta.
I za to dziękujemy.


ps- ekipa poza tym, że zajmuje się pracą w Fundacji, ma swój zespół pod taką samą nazwą, jak fundacja.
Kawałek ich utworu. Chapasi śpiewa właśnie o phumo. Czyli o tej kasawie kiszonej a potem grilowanej, która jest ich naraodym przysmakiem.
Ten link polecam! Następnym razem przywiozę ich muzykę. :) :)

https://www.youtube.com/watch?v=5dAe4isJQUM




poniedziałek, 29 lipca 2019

Bezpieczeństwo

 

 

 

Myślę, że najgorsze co może cię spotkać w Malawi, to to, że zostaniesz okradziony.
Nie sądzę, byś został pobity.
Nie sądzę, byś został zamordowany. Ani zgwałcony.
Jedyne co ci grozi, to okradzenie cię.
I to też tylko dlatego, że po prostu ktoś nie ma za co żyć. Jeśli nie masz jak wykarmić rodziny, to...okazja czyni złodzieja. Zycie.
Więc trzeba się pilnować, zwłaszcza na targach, na dworcach autobusowych- zwłaszcza po zmroku.
I TO TYLE!

Czujemy się tam bezpiecznie. Po prostu bezpiecznie. Nasze początkowe obawy, z którymi tam jechaliśmy, szybko znikają.

Opiszę swoje obserwacje które poczyniłam już po powrocie do kraju. I porównanie do np. naszego kraju.
A mianowicie.
Po powrocie, kiedy już mam Braci w znajomych na fejsie, wlazłam sobie w ich znajomych i znajomych ich znajomych. Ot tak, z ciekawości, żeby zobaczyć co ludzie wstawiają na fejsa.
I ktoś podał informację, że "policja w Mzuzu złapała brytyjskiego mordercę, który prawdopodobnie był szukany w swoim kraju, a teraz będąc w Malawi zabił nożem jakiegoś miejscowego".
I zaczęłam czytać komentarze do tej informacji.

U nas w Polsce natychmiast byłaby cała masa komentarzy typu
"zabić go tak samo", "pip pip pip - stek bluzgów" " no i macie teraz swój kochany PiS", "bo to pip wina Tuska", "to wina 500+", "zabić jego rodzinę!", " w końcu policji coś się udało, niesamowite", "więźniowie mają lepiej niż ludzie w szpitalu", "no i macie swoich uchodźców!! Bierzcie ich więcej", itd itp.
Bo tak by było. O ile nie gorzej!

Komentarze malawijczyków do tej sytuacji.
- bardzo dużo smutnych minek i płaczących minek
I komentarze:
-"Why???? Why????" ( dlaczego? dlaczego?)
- " Ale jak to? Człowieka? Zaszlachtować jak kurczaka????"

I tyle mam do powiedzenia na ten temat. Chyba nie muszę nic już komentować. Oni się po prostu DZIWIĄ, dlaczego ktoś kogoś zabił?

Czuliśmy się tam naprawdę bezpiecznie! I to jest powód, dla którego teraz we wrześniu wracam tam SAMA. Mąż nie ma obaw puścić mnie tam samej. :) Najbardziej się boi o samolot. Nie o mój pobyt tam.
Podczas pobytu TYLKO RAZ widzieliśmy jak na dworcu autobusowym dwóch taksówkarzy zaczęło się przepychać i nie wyglądało to fajnie. I pewno poszło o sprawy związane z podbieraniem klientów lub coś w tym stylu.
Nikt na nikogo nie krzyczał, nie było bójek, nie było agresywnych wrzasków. Nikt nas nigdy nie zaczepił w sposób nieprzyjemny. Nikt się nie przepychał. W sklepie nam potrafili ustępować w kolejce. Nikt nie spojrzał na nas krzywo. Itd itp. Nikt się na nikogo nie denerwuje, czy w sklepie, czy na mieście, czy na targu. Rodzice nie krzyczą na dzieci. Dzieci nie ryczą, nie buntują się. Po prostu nie ma tam takiego poziomu agresji, jak u nas. I nie ma tej gotowości do agresji, jak u nas!
Ludzie są po prostu mili. Przypadek? Tak tylko nam się trafiło?

Wiadomo, że może być różnie. Wszędzie. Ale jeśli bym miała określić, jakim krajem jest Malawi, to powiedziałabym, że BEZPIECZNYM. ( o ile jest coś takiego, jak bezpieczny kraj)



niedziela, 28 lipca 2019

Remonty

Przykład pracy Fundacji. Remont domu.Nie jest łatwo, ale się da. :)
Jedna z rodzin, którą Dorota ma pod opieką mieszkała w ruinie. To ta rodzina, dla której miałam okazję osobiście nieść prezenty z paczek, To ta Mama, która zatłukła na okazję naszej wizyty, swojego koguta. To ten kogut, którego nie miałam sumienia zjeść, a którego kawałek dostał do jedzenia mąż.

 Tak to wyglądało podczas naszego pobytu tam. Dziurawy dach, zamurowane lub rozpadające się otwory okienne, podłoga i ściany dziurawe. Na zewnątrz rozpadający się ganek.





Te kamiuchy na podłodze, to ni ejest stan pierwotny! Nie, nie! Nie mieszkali na kamieniach! To kamienie przygotowane do wykonania nowej posadzki. Zalewa się je betonem. :)



Po naszym wyjeździe Mama urodziła kolejną córeczkę- Dianę.
Rodzina jest wspierana finansowo przez jedną Polkę. Dodatkowo pomogła polska fundacja Dzieci Afryki. Rodzina miała tez odłożone trochę swojej gotówki.
I tym sposobem- nastąpił CZAS NA REMONT.

Materiały zwozi się z odległego miasta. Wynajmuje się specjalną ekipę remontową. Ekipe na czas remontu trzeba karmić.

Tak wygląda fachowy remont w Afryce.

Zaczęli od dachu



Kładzenie nowej blachy




Remont trwał ok 3 tygodni. Rodzina w tym czasie mieszkała w rozstawionych na podwórku namiotach. Z noworodkiem. Myślę, że nie dla wszystkich starczyło namiotów. Bo rodzina liczna!



  Dzieciaki, jak to dzieciaki. Miały frajdę. :) Zeby nie przeszkadzały, dostały od Doroty zabawki i zajęcie dla siebie. :)






Po zakończeniu widzimy- nowy dach, wstawione okna, poprawione ściany i  ganek.




Wewnątrz również poprawione ściany, podłoga i wykonane malowanie.
Bracia dachu położyć nie potrafią ale już malowanie ścian jest proste.
I jak widać, wolontariusze również zabrali się do roboty. :) 







Dziewczyna z Polski zasponsorowała też meble. Fotek nie mam, ale to bez znaczenia.
Chciałam pokazać kolejny przykład, jak działa fundacja.
Nie tylko karmi, uczy, leczy, pomaga zacząć ludziom biznesy w celach zarobkowych. Ale i buduje. :)


A tak wygląda efekt prawie końcowy.  Bo jeszcze planowane jest wstawienie okien. :)








My też pobudujemy już niedługo. :)
Zbiórka na remont przedszkola skończona. Mamy 7 tyś. :) :)  DZIĘKUJĘ wszystkim którzy nas wsparli. A efekty zobaczymy już niebawem. :)

sobota, 27 lipca 2019

Wiara i język


W Malawi większość ludzi to chrześcijanie. Druga większa grupa- muzułmanie- ci raczej bardziej na południu kraju.
Ale widzimy i meczety i kościoły.
Z tym, że..kościoły są różne. Bo katolików tu niewielu. Za to jest wiele odłamów chrześcijaństwa, typu: nowoanglikanie, kościół 7-ego dnia i inne tego typu, o których nie mam pojęcia.
Mimo tego, wszyscy wierzą w Boga, czyli w Ambuję.
Za to każdy modli się w innym kościele i innego dnia tygodnia ma wolne.

Dorota z Braćmi to rastafarianie. A to jeszcze inna para kaloszy. :) Do żadnego kościoła nie chodzą, bo "kościół jest wokół nas". Żyją na podstawie tego, co jest napisane w Biblii, a nie tego co mówi ksiądz. Patrząc na to JAK żyją, to faktycznie- uważam że ksiądz nie jest im do niczego potrzebny. Mają swoje zasady i ściśle się ich trzymają! Pomagają. Tak po prostu. Bezinteresownie. I są dobrzy- tak po prostu. Miłość- to hasło słyszę bardzo często. Miłość, pokój. 
Nie sprzedają rzeczy z paczek! Nigdy! Po prostu nigdy! Bo to jest wbrew ich zasadom. A zasad się trzymają zawsze i wszędzie.
Dużo studiują Biblię, medytują. W sobotę mają szabas. I wtedy Dorota nie pracuje. Idzie gdzieś w góry gdzie spotyka się z innymi rastafarianami i pół dnia się modlą, wielbią Boga, itd. W sobotę nigdy Dorocie nie zadajemy pytań związanych z pracą. Szanujemy jej szabas i nie zawracamy jej tyłka, jeśli nie musimy. :)
Powiem tak- gdyby wszyscy katolicy w naszym kraju nagle zostali rastafarianami, mielibyśmy raj na ziemi!!!!! Poważnie!!!! Taka jest moja opinia. 

Wszystkie te odłamy żyją zgodnie ze sobą! Nikt nikogo nie wyklucza, nie gnębi, nie tępi. Proste! Żyj i daj żyć innym. Bardzo mi się to podoba!

My nie wiemy w co wierzymy. Pytanie, czy wierzymy w cokolwiek. Ja nie umiem. Bardzo bym chciała, bo to BARDZO ułatwia życie, ale nie umiem. Wychowywano mnie w wierze katolickiej, ale coś mi w mózgu nie zaiskrzyło. Nie jest też tak, że jestem ateistką. Chyba najbliżej mi do bycia agnostykiem. Ale tak szczerze....to w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Bo po co, skoro i tak nic nie wymyślę. Jestem empatyczna i staram się być sprawiedliwa. I mi to wystarcza, żeby starać się być dobrym człowiekiem. I jestem tolerancyjna, tak naprawdę!, w przeciwieństwie do większości ludzi w naszym kraju. A hasło "żyj i daj żyć innym"- może być chyba moim mottem życiowym.
Więc możecie sobie wyobrazić jak się czułam, kiedy Bracia próbowali ze mną rozmawiać o Bogu i tych duchowych aspektach.
Dorocie się przyznałam, że do mnie to totalnie nie dociera i mnie w ogóle nie kręci i uszanowała to. Nie rozmawia ze mną o Bogu. Braciom się nie przyznałam, bo... za słaby jest mój angielski, by wytłumaczyć im mój punkt widzenia i rozumowania. Ale chyba im powiem następnym razem, żeby nie musieć się męczyć wysłuchując ich przemów.

A tu ustrzeliłam muzułmankę. :)




Co do języka w Malawii.
Administracyjnym jest angielski. I teoretycznie wszyscy powinni tym językiem mówić. I tego języka uczą w szkołach. W praktyce jest tak, że wiele osób po angielsku jednak nie mówi! A jeśli nawet, to czasami takim dialektem, że i tak nie rozumiem co mówią. :) Część oczywiście śmiga po angielsku idealnie. Część kręci głową, że "e-e" 
Mają tu swoje narzecza. Tam gdzie mieszka Dorota króluje Chitonga. Bardziej na północy jest Czitumbuka. Na południu- Jało. Jest jeszcze Cziczieła- i to jest narzecze oficjalne malawijskie. Czyli takie, które też wszyscy powinni znać, żeby się dogadać. Ale też go nie znają. :)
Więc wygląda to tak, że jeśli ktoś z północy nie zna angielskiego ani Cziczieła, tylko gada w Czitumbuka, to kiedy pojedzie na południe, to będzie się musiał porozumiewać na migi. :)  :)  

Fajne, nie?  :) 

piątek, 26 lipca 2019

Mały Chiko

Praca Fundacji przebiega wielotorowo. Na różnych płaszczyznach.

- nauka popołudniami dzieci należących do Nasza Klasa Tonga ( ok 30 dzieci) i karmienie tych dzieci
- karmienie innych dzieci, które przychodzą do budynku fundacji zjeść, pobawić się
- organizacja różnego rodzaju imprez ( tanecznych, konkursów śpiewu, wycieczek itd)
- opieka nad najbiedniejszymi rodzinami, którym fundacja zobowiązała się pomagać  ( systematyczny zakup żywności)
- opieka nad rodzinami i dziećmi objętymi akcją "Adopcja Serca"- wtedy to darczyńca płaci na daną rodzinę/ dziecko, a fundacja dostarcza im tę gotówkę ( my mamy pod taką opieką rodzinę Esther)
- roznoszenie rzeczy z paczek do najbiedniejszych rodzin
-  realizacja różnych projektów pojawiających się na bieżąco i na bieżąco realizowanych ( masa tego jest, tu przykłady)  np
a) remont przedszkola, który podjęłam się przeprowadzić i na który to zebrałam już gotówkę
b) opieka nad matkami potrzebującymi mleka dla noworodków i niemowlaków, gdy same nie mogą karmić piersią
c) remont domu podopiecznej (właśnie się kończy i potem o tym napiszę)
d) zakup pieluch o które poprosiły świeżo upieczone Mamy
e)  wspieranie okolicznych szkół w przybory szkolne
f) rehabilitacja Chiko




Bo to w sumie o nim chcę opowiedzieć. Chiko urodził się z przykurczami. Jego Mama BARDZO chciała coś z tym zrobić, bo wiadomo, że niepełnosprawna osoba w Afryce będzie miała mega ciężkie życie. Chiko ma przykurcze w rączkach i nóżkach, przez co nie może po prostu sam chodzić. Mamy ABSOLUTNIE nie było stać na jakiekolwiek leczenie synka! Dzieci ma dużo, pieniędzy zero itd itp. Jak wiele osób tutaj. W końcu poprosiła Dorotę o pomoc. Dorota zdobyła sponsora. Jedna z dziewczyn zobowiązała się opłacać rehabilitację Chiko!
I stało się!
Chiko zaczął wizyty w szpitalu



Jak widać, szpitale też nie są wyposażone najlepiej. I sprzęt, którego używają do rehabilitacji, to po prostu samoróbki. Nie ważne! Ważne, że działają.






Wiadomo, że rehabilitacja nie polega na samych tylko wizytach, bo to nic nie da. Chiko musi ćwiczyć w domu. I Chiko ćwiczy. Otrzymał od fundacji wózek, przy którym ma się uczyć chodzić. I się uczy. Bo tylko systematyczną pracą w domu możemy usyskać poprawę w zakresie jego funkcjonowania.







Afryka jest biedna. Ale Afryka się stara! Na miarę swoich możliwości, się stara. Ci ludzie nie są głąbami!!!
Czasami kiedy im pomagam, zbierając od was na paczki, słyszę teksty " A po co im pomagać? Po co ich europejzować? Niech żyją jak żyli od dziada pradziada. Po co ingerować?"
I  w tych momentach KREW MNIE ZALEWA.
Bo mówią to totalni ignoranci, którzy pojęcia nie mają jak wygląda Afryka. Nikt tu już od dawna nie kopie dołów kamieniem i nie strzela z łuku do zwierzyny.
Afryka chce żyć normalnie. Oczywiście na miarę swoich możliwości. Tylko Afryka jest biedna.
Rozumiem, że ktoś może odmówić pomocy twierdząc "nie pomogę Afryce, bo nie chcę. Nie obchodzi mnie to i już". OK !! I to jest spoko. Ma prawo nie obchodzić Cię wiele rzeczy. Bo to Twoje wybory, Twoje decyzje, Twoje życie.
Ale kiedy słyszę, że "pomaganie Afryce to wpieprzanie się w ich życie i niepotrzebne podwyższanie im standardów" to krew mnie zalewa.
Powiedz prosto w oczy matce Chiko, że "nie pomożemy twojemu synkowi nauczyć się chodzić, bo od dziada pradziada nie mieliście rehabilitacji i Murzyni jak widać nie wyginęli z tego powodu. I Chiko może pełzać, jak sto lat temu takie osoby"

Dlatego napisałam tego bloga.
Zeby ludzie, którym się wydaje, że Afryka nadal mieszka szałasach, używa kamieni i patyków do polowania i biega w opaskach z trawy na biodrach, zobaczyli, że Afryka już od wielu lat jest inna. :)


Motocykl

Afryka radzi sobie jak może. Motocykle nie służą do przyjemności, jak u nas. Motocykle służą do pracy.
My jako zapaleni motocykliści, nie mogliśmy się nadziwić zdolnościom tamtejszych kierowców. :)
W klapkach! Po dziurawych drogach! Z góry i pod górę! Motocyklem załadowanym pod korek.
Wozi się wszystko: ludzi ( w tym matki z dziećmi), materiały, zwierzęta.
Podziwialiśmy ich! Poważnie!
Zwłaszcza, że motocykl dla nich, to bardzo droga rzecz. I w razie awarii, upadku-koszty naprawy itd













Fundacja nie ma żadnego pojazdu!! Wszędzie muszą chodzić na nogach. Jeśli chcą przewieźć coś ciężkiego, muszą brac taksówkę. Strata pieniędzy!
Mąż postanowił im ulżyć w życiu.
Samochodu nie kupimy, bo jednak za wielki koszt. Kupując używany, trzeba się liczyć, że może wymagać naprawy. Części drogie, paliwo swoje kosztuje....
Ale motocykl...?  Pali mało, części tańsze. Kupując nowy, jest pewność, że jest sprawny.
I ten motocykl mężowi spokoju nie dawał.

Podpytał braci, czy potrafiliby jeździć? Tak. Ktoś tam umie, reszta się nauczy!
Podpytał, czy by się przydał? TAK!

Mąż miał w domu jeden motocykl na sprzedaż. Zaplanował, że po powrocie, kiedy go sprzeda- kasę przeleje chłopakom na zakup nowego tu na miejscu.
Ale, że nasz rynek wtórny jest przesycony towarem i motocykl długo nie schodził, zmienił zdanie. Wydłubał zaskórniaki i przelał chłopakom forsę, nie czekając aż sprzeda ten swój.

I tym sposobem, już po naszym wyjeździe,fundacja stała się posiadaczem pojazdy dwukołowego. :)
Ale to Afryka, więc NIC nie jest łatwe. Nawet kupno motocykla. :)

Tu sklep, w Mzuzu, w którym mąż wcześniej wypytywał o ceny. Tu właśnie można kupić moto.



Jednak okazało się, że moto kupuje się... W KARTONIE!  :)
Przynosi Pan karton i to jest właśnie twój motocykl. :)
Nieźle, nie? :)



Ale nie ma problemu! Jeśli chcesz, to zaraz od reki ci go złożą do kupy. Dostajesz stołeczek i musisz poczekać. :)  A panowie w tym czasie zabierają się ostro do roboty.







I już po kilku godzinach- możesz wyjechać ze sklepu!

Teraz fundacja ma własny pojazd. Na imię mu- King Lion. Używają go do pracy. Ostatnio otrzymałam filmik jak ładują na niego worki z cementem i wiozą do babci do Bwelero.