Karmiąc maluchy
Prawdziwym karmieniem malawijskich maluchów zajmuje się Dorota i Bracia.
Ja nawet w domu słaba jestem w gotowaniu.
Co prawda ryż ugotować umiem, ale co innego gotować ryż w woreczku a co innego na palenisku w wielkim garze ryż dla 30 osób. I nie przypalić. I żeby był miękki. Nie, nie, nie....jeszcze bym ten ryż popsuła. :)
W związku z tym moje karmienie dzieci polegało na dostarczaniu gotówki na zakupy. I tyle co mogłam dodatkowo, to kupować mandazi, chrupki i colę.
Kupić jest prosto.
Mimo, że ciężko czasami zrozumieć kiedy sprzedawca mówi pięć, czyli five po angielsku. Bo te pięć brzmi tak, że kilka razy dopytuję. ( zaciągają swoim dialektem i niektóre wyrazy nie brzmią jak angielski) Ostatecznie pokazujemy sobie na palcach ile to jest pięć. :) Palce to sprawa jasna i prosta i nikomu się nie mylą. :)
Albo te tysiące....
Raz sprzedawca chciał 2 tysiące a ja mu dawałam 20 tysięcy. A raz chciał 2 tysiące, a ja mu dawałam tylko 200.
Ale i tak jest to dużo prostsze niż gotowanie na palenisku obiadu.
Tak więc kilka fotek dzieciaków. Bo dawno nie było o Fundacji. :)
Tylko pączek i sok, a spójrzcie na ich buźki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz