Sweets.
Ruszyliśmy do pobliskiej wioski, do Bwelero, zanieść rzeczy z paczek Szefowej Wioski. Piórniki dla dzieci. Rozdzieli je pomiędzy wioskowe dzieciaki.
Szefowa jest bogata, jak na tamtejsze warunki. Postawiła przekąskę w postaci orzeszków, wodę w ładnych plastikowych kielichach i zajęła się gotowaniem dla nas obiadu. ( oczywiście od utłuczenia mąki)
My w tym czasie siedliśmy sobie z dziećmi na tarasie. Początkowo nieufne, po pewnym czasie władowały mi się na kolana. Nic a nic się z nimi nie mogłam dogadać, ale nikomu to nie przeszkadzało. Frajdą było siedzenie u Białej Mamy na kolanach.
Szefowa jest bogata, jak na tamtejsze warunki. Postawiła przekąskę w postaci orzeszków, wodę w ładnych plastikowych kielichach i zajęła się gotowaniem dla nas obiadu. ( oczywiście od utłuczenia mąki)
My w tym czasie siedliśmy sobie z dziećmi na tarasie. Początkowo nieufne, po pewnym czasie władowały mi się na kolana. Nic a nic się z nimi nie mogłam dogadać, ale nikomu to nie przeszkadzało. Frajdą było siedzenie u Białej Mamy na kolanach.
Miałam ze sobą resztkę czekolad i landrynek, która mi została po wizycie w szkole. Dziewczynki dostały po 2 kostki. Ale że widziały, że mam więcej, nie miałam sumienia nie dać im więcej. Dostały drugą porcję.
Wchłonęły to tak samo powoli, jak pozostałe tutejsze dzieciaki. Czyli liżąc kostkę, liżąc paluszki i odprawiając nad tą kostką cały rytuał.
Wchłonęły to tak samo powoli, jak pozostałe tutejsze dzieciaki. Czyli liżąc kostkę, liżąc paluszki i odprawiając nad tą kostką cały rytuał.
Im dłużej tam byłam, tym bardziej się ośmielały. Najpierw kręciły je moje ledwo co odrastające na nogach włosy, których nie chciało mi się rano pozbyć z lenistwa i braku czasu. I macały mnie po tych włosach dziwiąc się pewno, że takie czarne. ( na białej nodze były czarne- no nie da się ukryć. I dla nich to było coś dziwnego)
A jeszcze ciekawsze okazały się sztuczne paznokcie. :)
Przez chwilę nawet wiedziałam jak jest w języku Czitonga ( bo takim dialektem się tu mówi) jasny fioletowy, ciemny fioletowy i różowy. :) Ale wypadło mi to z głowy po 2 minutach. :) :)
A jeszcze ciekawsze okazały się sztuczne paznokcie. :)
Przez chwilę nawet wiedziałam jak jest w języku Czitonga ( bo takim dialektem się tu mówi) jasny fioletowy, ciemny fioletowy i różowy. :) Ale wypadło mi to z głowy po 2 minutach. :) :)
Ale ja nie o tym chciałam mówić. Tylko o słodyczach i dzieleniu się między dziećmi i dbaniu o innych.
Kiedy tak siedziałyśmy na tarasie, przed nami widać było, jak drogą dzieci wracają ze szkoły.
I wiecie co ta mała robiła?
Jak tylko kogoś widziała, to krzyczała na cały głos " Sweets, sweets" i coś tam jeszcze w języku Chitoga. Sweets- znaczy po angielsku słodycze.
Dzieci z drogi słysząc to przybiegały do mnie. Albo przybiegały, albo podchodziły nieśmiało. Różnie. Tak czy inaczej, mała wołała je na słodycze do mnie.
Wyciągałam z plecaka kolejne kawałki czekolady czy landrynki i rozdawałam dzieciom.
Kiedy tak siedziałyśmy na tarasie, przed nami widać było, jak drogą dzieci wracają ze szkoły.
I wiecie co ta mała robiła?
Jak tylko kogoś widziała, to krzyczała na cały głos " Sweets, sweets" i coś tam jeszcze w języku Chitoga. Sweets- znaczy po angielsku słodycze.
Dzieci z drogi słysząc to przybiegały do mnie. Albo przybiegały, albo podchodziły nieśmiało. Różnie. Tak czy inaczej, mała wołała je na słodycze do mnie.
Wyciągałam z plecaka kolejne kawałki czekolady czy landrynki i rozdawałam dzieciom.
I wiecie co mnie rozwalało na łopatki? To, że dziewczynka NIE WYCIĄGAŁA rączki po te słodycze. Widziała, że rozdaję po 2 kostki. Ona już zjadła 2 razy. I więcej nie prosiła.
Przecież siedziała mi na kolanach, oswoiła się. Teoretycznie mogła też ciągle chcieć, mogła próbować mi grzebać w plecaku, mogła się popłakać. Różne rzeczy mogła. I wcale bym nie była zdziwiona. Wszak to małe dziecko, które samo słodycze jada bardzo rzadko i które kocha, chce i lubi.
Nie!
Ona wołała inne dzieci !!!!!
Przecież siedziała mi na kolanach, oswoiła się. Teoretycznie mogła też ciągle chcieć, mogła próbować mi grzebać w plecaku, mogła się popłakać. Różne rzeczy mogła. I wcale bym nie była zdziwiona. Wszak to małe dziecko, które samo słodycze jada bardzo rzadko i które kocha, chce i lubi.
Nie!
Ona wołała inne dzieci !!!!!
Ostatecznie na koniec i tak daliśmy jej jeszcze jedną porcję. Bo nie miałam sumienia zostawić ją tak bez niczego, żeby tylko patrzyła.
Ale rozwaliło mnie to totalnie.
I tak tam właśnie jest.
Nawet dzieci dbają o siebie nawzajem. Nawet one rozumieją, że inni też chcą, potrzebują. To jest dopiero prawdziwe dzielenie się! Szacun!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz