Po co my tam w ogóle pojechaliśmy?
No właśnie. Po co? Zobaczyć Afrykę? To na pewno. I przede wszystkim. Ale po co jeszcze? Proste- pojechaliśmy tam rozdawać. :) I pomagać. :) Pomagać Fundacji pracować tam, na miejscu.
I co do rozdawania, to rozdawaliśmy co dzień.
Oni nie proszą. Albo bardzo rzadko proszą. Jeśli proszą, to nie proszą nachalnie i roszczeniowo! Proszą skromnie. I proszą o skromne rzeczy. Są przyzwyczajeni radzić sobie w ciszy, w milczeniu. Nie narzekają, nie marudzą. Nawet dzieci. Po prostu robią swoje. I pomagają sobie nawzajem.
Kiedy dotarliśmy do Afryki, właśnie dopłynęły 2 nasze paczki. Jedna z rzeczami dla Angeli- małej dziewczynki z wielodzietnej rodziny na wsi, a druga paczka- ze 120 czekoladami.
Tak więc- automatycznie pojawiło się dla nas zajęcie. Rozdać to, co sami sobie tu wcześniej przysłaliśmy. :)
Część czekolad wzięliśmy od razu w plecaki, dorzuciliśmy do słodyczy, które przyleciały z nami samolotem. I tak przygotowani- ruszaliśmy co dzień do pracy. Bo słodyczy tu nie mają. A oczywiście bardzo lubią.
Dzieci słodycze dostają tylko wtedy, kiedy podaruje je im Dorota! Innego dojścia do tych pyszności nie mają. A że dzieci jest duuużo, to zwykle dziecko dostaje kostkę czekolady raz na tydzień. Lub raz na 2 tygodnie. Bo Dorota słodycze ma też tylko wtedy, kiedy akurat ktoś je przyśle w paczkach.
A słodycze kochają nie tylko dzieci! Napotkani dorośli NIGDY nie odmówią czekolady czy cukierka.
I wiedząc jak wygląda tu sytuacja, rozdawaliśmy czekoladę przy każdej okazji napotykanym ludziom.
Tu właśnie częstuję napotkanych po drodze ludzi.
Paczka Angeli czekała na wręczenie, więc ruszyliśmy ją zanieść. Członkowie Fundacji zwykle noszą paczki na plecach. Paskują toboły w plecaki i tak ruszają w góry, do wiosek, wędrując wiele kilometrów, żeby dostarczyć rzeczy do odbiorców.
Paczka Angeli ważyła 20 kilo. Upał. My nie jesteśmy gotowi na takie podróże. Fundujemy więc taksówkę. To bardzo nam ułatwia sprawę, bo paczkę do Angeli wiezie taksówka, a my potem wracamy sobie drogą na piechotkę.
Tu paka czeka aż domownicy się zejdą.
Rodzina wieloosobowa. Wszyscy mieszkają w jednym domu. Nie próbuję nawet ogarniać kto jest kim. Wiem tylko, która to Angela. Pakując paczkę, pakowałam też rzeczy dla pozostałych członków rodziny. Patelnię, jedzenie, słodycze dla wszystkich.
Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jakie to uczucie siedzieć tam razem z nimi i widzieć jak bardzo są wdzięczni! Angela jest bardzo nieśmiała, nie mogła zrozumieć, że ta paczka jest dla niej. Nieśmiało patrzyła na te wszystkie zabawki i ubranka, do momentu aż podano jej lalkę Barbie. W zasadzie- podróbkę Barbie. Chwyciła ją w raczki i ...zamknęła się w swoim jestestwie z lalką. :) :) Nic już dla niej wokół nie istniało. :)
Wiele jest takich rodzin. Takich najbardziej tutaj ubogich, które z różnych powodów nie radzą sobie. Takich, którym Dorota pomaga na stałe.
Rozdawaliśmy i rozdawaliśmy.
Nauczyciele z okolicznej szkoły, wysłali posłańca z prośbą o kredę. Załatwione. :)
Ubogi starszy pan, prosił o pieniądze na jedzenie. Załatwione. :)
Odwiedziny w okolicznym przedszkolu skończyły się oddaniem 200 dolców od razu do ręki dyrektorowi. Przedszkole wygląda jak pustostan i wymaga remontu. Mąż dał 200 dolców na toalety. Bo dzieci i nauczycielki załatwiały się do dziury w ziemi tuż obok budynku.
Z tego rozdawania nawet kury skorzystały. Bo mąż z rozpędu rozdawał im swój chleb.
I tak..rozdawaliśmy co mieliśmy. :)
Oddaliśmy swoje mięso, które przyleciało z nami samolotem. Kabanosy, krakowska i konserwa ze smalczykiem. No cóż. Znaleźli się amatorzy wędlin. :) Smacznego. My se zjemy w kraju. :)
Rozdaliśmy na koniec nawet nasze rzeczy z którymi tu przyjechaliśmy. Ubrania, czajnik, ręczniki.
I nie żałujemy niczego.
Dawanie daje mi większą radość niż posiadanie. Zwłaszcza, że POSIADAMY ZA DUZO! Jesteśmy w kraju zawaleni towarami, przedmiotami, ubraniami, wszystkim! Nawet nie wiemy czasami, co posiadamy, tyle tego mamy. Bez sensu!
Afryka pokazuje nam jak mało potrzeba człowiekowi do życia!
Kiedy już nie mieliśmy słodyczy, kupowaliśmy w markecie w miasteczku te okropne chrupki kukurydziane. Zapewniam, że nasze dzieci nie tknęły by tego! Próbowałam. Bez smaku, jakby zwietrzałe, w ogóle nie chrupiące.
Dzieci w Malawi je uwielbiają!
Do tego stopnia, że raz nawet Waldek stracił kontrolę nad paczką. :)
Dzieciaki ze śmiechem rzuciły się na paczkę i praktycznie....było już pozamiatane.
Z tym, że: bez bicia się, bez jakiegoś mocnego przepychania, ze śmiechem, na wesoło
Żeby roznosić rzeczy z paczek, tak jak mówiłam, pokonuje się wiele kilometrów na nogach.
Męczące! Jestem wysportowana, a jednak..w tamtejszych warunkach klimatycznych, to JEST męczące.
Ale trzeba też przyznać, że zarazem niezapomniane, niesamowite! :)
Tęsknię za tym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz